poniedziałek, 29 czerwca 2015

Smutny post

Witam wszystkich bardzo serdecznie. Długo mnie tu nie było, pewnie niektórzy zdążyli już o mnie zapomnieć. Dziś napiszę długi post, mam nadzieję, że choć garstka z Was go przeczyta, aby uchronić się przed tym, co ja przeszłam. Z tą myślą zmobilizowałam się, aby Wam go napisać, z myślą o ludziach, którzy tak, jak ja,  bardzo kochają swoje pieski. Ja swojemu już nie pomogę, ale może uda mi się pomóc Wam i Waszym kochanym pupilom. Dziś mija dokładnie miesiąc, jak mój Kochany Reksio odszedł za Tęczowy Most. Może jeszcze byłby z nami, gdyby nie lekceważenie i błędy weterynarzy. Może gdybym ja wcześniej zmieniła lecznicę, to wszystko by się nie stało.....




Na początku roku pojawił się objaw, który zlekceważyliśmy, bo nie sądziliśmy, że może on świadczyć o  ciężkiej chorobie. A mianowicie WZMOŻONE PRAGNIENIE i sikanie przez długi czas w jednym miejscu. Sądziliśmy, że więcej pije, bo w sezonie grzewczym jest mu bardziej gorąco, a sika w jednym miejscu, ze względu już na swój wiek- 15 lat. Kolejnym objawem było CZĘSTE ODCHRZĄKIWANIE. Weterynarze również zwalili to na Jego wiek.  A to był objaw początków niewydolności serca. Coraz częściej też miał tendencję do BIEGUNEK, ZAPARĆ i WYMIOTÓW ŻÓŁCIĄ. To oczywiście też było przez weterynarzy powiązane ze starością, bo już trawienie nie takie. Czasami zdarzał mu się też SZTYWNY CHÓD, tak jakby sztywniał mu cały tył.W połowie kwietnia miał momenty, kiedy stawał się SMUTNY i ZAMYŚLONY. Myśleliśmy, że to też spowodowane jest jego wiekiem.  MĘCZYŁ się na spacerach, a nasza dotychczasowa trasa była dla niego za długa. Zrobił się WYBREDNY w jedzeniu, choć zawsze był żarłoczkiem. Weterynarze orzekli, że jest to spowodowane zmianami reumatycznymi i przez tydzień przyjmował RIMADYL. Przed tą trucizną przestrzegam Was mocno! A dlaczego, dowiecie się dalej.  Pierwszego dnia podawania leku strasznie spinał brzuszek, widać, że go bardzo bolał. Weterynarz stwierdził, że to skutek tabletki na robaki, którą tego dnia też dostał.  Już następnego dnia kuracji piesek odżył, apetyt mu wrócił, biegał i bawił się, jak szczeniak. Myśleliśmy, że już wszystko będzie dobrze..... Niestety dzień po zakończeniu kuracji rimadylem, w nocy, wysiadły tylne łapki. Ale rano było już wszystko w porządku, tylko znów pojawiła się wybredność w jedzeniu. Następnego dnia (środa) rano znów pojechaliśmy na lecznicę. Weterynarz zalecił podawanie riamdylu przez kolejny tydzień, bo poprzednia kuracja trwała zbyt krótko. Niestety,  w ciągu dnia Reksio PRZESTAŁ JEŚĆ..Czwartek- znów wizyta na lecznicy- stwierdzili, że brak apetytu spowodowany jest infekcją przewodu pokarmowego, dostał kolejne leki i zastrzyki. Miało pomóc. Kolejny dzień- piątek- piesek nadal nie je. Jedziemy znów na lecznicę. Weterynarze zdziwieni, "jak to, nadal nie je?" . Po ogólnych oględzinach stwierdzili, że ma "nerkowy zapach z pyszczka", trzeba zrobić koniecznie badania krwi, ale to dopiero(!!!!) w poniedziałek, bo w weekend prywatne laboratorium jest nieczynne. Następnego dnia kazali pokazać się z pieskiem. W nocy Reksio dużo pił, ale wysikał tylko kilka kropel- obawiałam się najgorszego, że wysiadły nerki. Z samego rana jedziemy od razu na lecznicę. Kiedy powiedziałam, że praktycznie  nie sika, to dali mu zastrzyku moczopędny, "bo to nie ma co, ale z badaniem krwi czekamy do poniedziałku. Usg nie ma sensu robić, bo nic nie wykaże". Ale dzięki znajomościom taty, udało nam się jeszcze tego samego dnia zrobić badania krwi. Ubłagał przyszpitalne laboratorium. Po 4 godzinach miałam wyniki, dzwonię na lecznicę- mocznik przekroczony 7-krotnie, kreatynina- przekroczona o tyle samo. Diagnoza- PRZEWLEKŁA NIEWYDOLNOŚĆ NEREK, MOCZNICA. Niestety," nie mogą nam pomóc, bo lecznica już nieczynna, proszę przyjechać jutro o 10 rano,może coś się jeszcze uda zrobić". I przyznali się, że Rimadyl nasilił i przyspieszył chorobę, bo bardzo negatywnie działa na nerki. I tu moje pytanie, jak mogli podać lek o tak silnych skutkach ubocznych, bez wcześniejszych badań krwi?! Dlaczego nie zostałam o tym wszystkim wcześniej poinformowana, nigdy nie zgodziłabym się na podanie tego leku! Kochani, nie dawajcie swojemu psu Rimadylu, jeśli nie będziecie mieli zrobionych badań i jeśli nie będziecie pewni, że pies może go przyjmować. Kolejna rzecz- jak weterynarz, którego misją jest nieść pomoc zwierzętom, mógł zostawić psa w tak ciężkim stanie bez jakiejkolwiek pomocy na prawie dobę? To jest karygodne! Z tej lecznicy korzystałam 15 lat- nigdy się nie zawiodłam, aż do teraz. Przez całą noc stan pogarszał się, piesek popiskiwał z bólu.  Dopiero w niedzielę rano dostaliśmy namiar na inną lecznicę. Od razu tam pojechaliśmy. Pani przejrzała wyniki badań i od razu podała kroplówki i środki moczopędne, które miały wypłukać mocznik i kreatyninę, pod warunkiem, że piesek zacznie sikać. Bez wahania stwierdziła, że gdyby piesek dostał kroplówki w piątek, kiedy jeszcze nerki pracowały, ale już wyczuwalny był mocznik z pyszczka, to nerki nie stanęłyby i piesek nie byłby w tak ciężkim stanie.  Kroplówki dostawał rano i wieczorem na lecznicy, w ciągu dnia ja też je podwalam w domu. Całą niedzielę mimo podawania kroplówek, Reksio już nie sikał. Oprócz tego, że nie jadł, przestał też pić. Wieczorem jesteśmy znów na lecznicy. Kolejna porcja kroplówek i stwierdzenie pani weterynarz- "jeśli piesek nie wysika się w nocy, to niestety, trzeba będzie go uśpić". Zapłakani wróciliśmy do domu. Ale w nocy sprawił nam tyle radości- w końcu się wysikał, w poniedziałek rano-kolejny raz. Jedziemy na kolejną wizytę- jest nadzieja, nerki ruszyły, piesek walczy. Pełni wiary wracamy do domu, karmimy pieska strzykawką, podajemy wodę i kroplówki. Niestety, cały dzień znów nie sika. Wieczorem znów jesteśmy na lecznicy- kolejne leki i kroplówki. W nocy znów sika dwa razy, ale zaczyna dziać się coś niepokojącego- kręci się w kółko z obłędem w oczach, przystaje, znów się kręci i tak przez kilka godzin. Rano  jedziemy na lecznicę weterynarz nie daje nam już dużych nadziei, ale kontynuuje leczenie. W ciągu dnia znów dwa razy się wysikał, nawet zareagował, jak przyjechała moja siostra, choć ogonkiem nie miał już siły machać.Pojawiła się iskierka nadziei. Pod wieczór zaczął słabnąć, wysiadały tylne łapki. Jedziemy na lecznicę, dostaje małą dawkę leków na stawy i kolejne kroplówki. W nocy nie może już chodzić, wynosimy go na dwór, pęcherz jest pełny, ale ze względu na to, że nie mógł stanąć na tylnych łapakach wolał trzymać, niż się wysikać. Mimo, że przytrzymywałam mu tył, nie chciał zrobić nawet jednego kroku. Zaczął drzeć. Dogrzewaliśmy go kocami i termoforem. Rano znów pojawiła się nadzieja, udało mu się stanąć na tylnych łapkach i mimo, że chodził, jak pijany, wysikał się. Jedziemy na kolejne dawki leków. Po powrocie- sika praktycznie co pół godziny- wielka radość. Po południu znów wysiadły tylne łapki ,przestał sikać. Wieczorem  jesteśmy na lecznicy- temperatura spada, mocznik atakuje stawy, trzeba pomyśleć o tej ostatecznej decyzji. Dostał ostatnią dawkę leków. Wracamy do domu. Wynoszę Reksia na dwór, przytrzymuję mu tył, ale nie chce zrobić kroku, nie sika. Po kilku godzinach znów jesteśmy na dworze, trzymam go za tylne łapki. Nagle zaczyna iść do przodu, prowadzi mnie przed dom, w swoje ulubione miejsca. W każdym z nich przystaje i przez dłuższą chwilę się zamyśla. Wtedy zrozumiałam, co chciał mi przekazać- żegna się z miejscami, które kochał najbardziej. W nocy wymiotuje kałem. We czwartek rano zsikał się pod siebie, potem jeszcze raz na dworze, ostatkiem sił. Wiedziałam, że jest to nasz ostatni dzień razem , ostatnie nasze chwile. Gdy mąż wrócił z pracy, jedziemy na lecznicę. Temperatura nadal spada, wątroba się powiększyła, pojawiła się silna anemia, niewydolność serca i woda w brzuszku- woda ma kolor brunatny. Długo rozmawiam z  panią weterynarz " Piesek dzielnie walczył, walczył nie dla siebie, ale dla pani. W ten sposób chciał się z panią pożegnać i dać pani czas, aby mogła pani dojrzeć do tej decyzji". Wiedziałam, że już nie ma sensu dłużej go męczyć i skazywać na cierpienia. Wiedziałam, że nie mogę kierować się własnym egoizmem i na siłę przedłużać mu życia. Przez 15 lat darzył mnie bezinteresowną, wierną, oddaną miłością, więc nie zasłużył na śmierć w męczarniach. I mimo, że była to najtrudniejsza decyzja w moim życiu, pozwoliłam mu godnie odejść, cytując panią weterynarz " to właściwa decyzja w odpowiednim czasie". Cierpię nadal, nie ma dnia, abym nie płakała, pustka, która pozostała jest nie do zniesienia. Ale wiem też , że już go nie boli, już nie cierpi. 28 maja mój Kochany Reksio odszedł za Tęczowy Most i mam nadzieje, że jest tam szczęśliwy, choć już beze mnie. Poniżej wrzucam zdjęcie, Jego ostatnie, 3 godziny przed uśpieniem:

Kochani, weźcie proszę do serca moje słowa. Przewlekła choroba nerek rozwija się długo i podstępnie, nie dając początkowo charakterystycznych objawów. Typowe objawy pojawiają się dopiero wtedy, gdy zniszczone jest ponad 75 % nerek, czyli w krańcowym stadium. Obserwujcie swoje pieski, nawet te niepozorne objawy, mogą świadczyć o ciężkiej chorobie. Jeśli macie psiaki powyżej 7 roku życia, raz w roku róbcie badania krwi, nawet, jeśli weterynarz mówi, że nie ma takiej potrzeby. Chrońcie pieski przed kleszczami, ponieważ powikłania po odkleszczowej chorobie powodują także niewydolność nerek. Pytajcie o leki, jakie są podawane i o ich skutki uboczne. Nie gódźcie się na podawanie silnych leków bez wcześniejszych badań krwi. Ci poprzedni weterynarze popełnili karygodne błędy. Zamiast zlecić badania krwi, woleli  iść na łatwiznę, wszystkie objawy zwalić na starość i leczyć go na chybił- trafił. Faszerowali go silnymi, zbędnymi lekami, doprowadzili go tak tragicznego stanu, że pani weterynarz już nie mogła nic poradzić, bo zmiany były nieodwracalne. Narazili go na cierpienia, kiedy na dobę zostawili go bez jakichkolwiek leków i pomocy. To głównie przez nich straciłam swojego przyjaciela.  Ale ja też nie jestem bez winy- gdybym upierała się na badania, gdym wcześniej wiedziała o tej pani weterynarz to może nasz Kochany Reksio nadal byłby z nami. Wyciągnijcie wnioski z moich błędów. Ja swojemu pieskowi pomóc już nie mogę, ale może pomogę Waszym...
Dziękuję Wam za poświęcony czas.

13 komentarzy :

  1. Bardzo mi przykro. Ja mam młode psy i nie mogę sobie wyobrazić jak będę musiała się z nimi pożegnać. Nie obwiniaj się, zrobiłaś bardzo dużo żeby pieskowi pomóc. Trzymaj się dzielnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymaj się, przytulam mocno...

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj jej współczuję. Ale będzie dobrze. Ja sama kiedyś bardzo przeżyłam kiedy mój pies odszedł...

    OdpowiedzUsuń
  4. kochana przeczytałam wszystko, ciarki mnie przechodzą, niewiarygodne że wcześniejsi lekarze tak spierd..li sprawę, na pewno komuś tym postem pomożesz, pewnie troszkę ci ulży widząc że nadal jesteśmy i cię wspieramy. Przykro że po takiej nieobecności wróciłaś z taką informacją, ale postąpiłabym tak samo, aby się nie męczył. Trzymaj się , buziak :*

    OdpowiedzUsuń
  5. W tym samym czasie z naszym Rollym się urodzili i w tym samym czasie odeszli... Pamiętam jeszcze jak szaleli razem u nas po ogrodzie

    OdpowiedzUsuń
  6. Ehhh...aż się popłakałam...wiem o których weterynarzach mówisz i aż nie moge w to uwierzyć!!! Jak można tak postąpić!!! To straszne;((( Wiesz, że mam pieska , który jest dla mnie całym światem i dla którego zrobiłabym wszystko...dlatego wiem, co czujesz...nie obwiniaj siebie, bo Ty zrobiłąś wszystko co mogłaś...walczyłaś do samego końca...tylko oni spier.....sprawę...Teraz Reksio już nie cierpi, ale zapewno jest Ci wdzięczny za opiekę i przyjaźń, jaką mu ofiarowałaś...;( Trzymaj się...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te leki, które mu podawali, to była dla niego trucizna. Ja dalej nie mogę tego wszystkiego zrozumieć. Jak trzech weterynarzy mogło sobie w ten sposób olać sprawę i skazywać cierpiące stworzenie na jeszcze większe męki. Nadal ciężko mi się pogodzić z tą straszną dla mnie stratą :(

      Usuń
  7. Kochana bardzo mi przykro i bardzo współczuję. Wiem dobrze co to znaczy, ponieważ moja ukochana kotka Pumka też zachorowała na tą samą chorobę i niestety nie udało jej się uratować, właśnie dzisiaj mija trzy tygodnie jak odeszła za Tęczowy Mostek i wiem,że jest tam szczęśliwa.Trzymaj się Kochana!!!!! Pozdrawiam:))

    OdpowiedzUsuń
  8. To straszne... współczuję. :<

    OdpowiedzUsuń
  9. Weronka popłakałam się jak głupia. Mam podobne doświadczenia z moim pieskiem, który miał zniszczone nerki przez kleszcze. Weterynarz prywaciarz faszerował go silnymi lekami, które kosztowały krocie, bez żadnych badań - tak samo. Czyżby to był smutny standard? Koszmarne męczarnie naszych członków rodziny mają w nosie, chcą zarabiać tylko kasę :/ :( Współczuję, trzymaj się Kochana, przynajmniej już nie cierpi.

    OdpowiedzUsuń